Gorsze dzieci z cesarskiego cięcia.

By Żaneta Gy. - 14:14

Wpadł mi przed oczy dziś jeden komentarz, po którym nie mogłam nie zatrzymać palca na telefonie i nie powstrzymać scrollowania. Poczytałam więcej i krew się we mnie wzburzyła, choć myślałam do tej pory, że spór o tym, czy cesarskie cięcie to jeszcze poród, mnie nie wciągnie w swoje przepychanki.


ZAGROŻENIE 

Szykowałam się na poród siłami natury, bo wszystkie się szykowałyśmy. W Szkole Rodzenia żadnej nie przyszło na myśl, żeby chcieć cesarkę na życzenie. Miałyśmy urodzić jak nasze matki i babki, naturalnie. 

Życie zweryfikowało moją historię. Po 6 godzinach okazało się, że się nie uda. Że za duża, nie przejdzie. Biegiem na salę, znieczulenie i szybkie cięcie. Tak pojawiła się Polka. Opuchnięta, czerwona, ale zdrowa. I żywa.

Wpadłam jak śliwka w kompot w wir macierzyństwa. Wspólne karmienie, kolki, noszenie, tulenie, pielęgnacja... Dopiero po jakimś czasie moje oczy zwracały uwagę na niektóre internetowe, anonimowe głosy, że cesarskie cięcie to nie poród. Gdzieś tam przeczytałam tekst o tym, że tak narodzone dzieci nie powinny obchodzić urodzin, tylko WYDOBYCINY. Serio?

Zastanawiam się, jak za przeproszeniem, głupim trzeba być, by narażać dziecko na jakiekolwiek zagrożenie przy porodzie w imię rodzenia naturalnego na siłę? Byleby nie powiedzieć, że się miało cesarkę, a dziecko ze mnie wydobyto? Zagrożenie może być różne, nie mam tu na myśli jedynie warunków fizjologicznych i wskazań medycznych. Niewspółpracująca matka, bojąca się bólu porodowego, także stanowi niebezpieczeństwo dla dziecka, które samo się nie rodzi. Do tego potrzebna jest siła i wola matki. Tak było, jest i będzie.

GÓWNO CI DO MOJEJ CESARKI

Poczytałam kolejne komentarze, były różne. Pojawiło się agresywne bronienie swojej autonomii. Dziewczyny ucinały dyskusję słowami: "To moja decyzja i gówno was to powinno obchodzić". 
Tłumaczenia, że jeśli chodzi o wskazania medyczne, to okwszystko fajnie, rozumiemy, klepiemy po pleckach... Ale jeśli nie radzi ci tego lekarz, a ty tylko robisz pod siebie ze strachu przed porodem, to i tak powinnaś się nad sobą zastanowić, i spróbować rodzić, bo... 

" Jak się można bać naturalnego porodu? Przecież ciało kobiety jest do tego naturalnie przygotowane. Dla mnie to jest kolejny przykład tego, że społeczeństwo głupieje."
(pisownia oryginalna)

Ekhem. Jak widać po moim przykładzie, mam nienaturalne ciało. Nieprzygotowane na rodzenie dzieci, choć jestem całkiem zdrowa. Pomijam, że komentująca pani jest bezdzietna. Ba, bezmężna też.

Ktoś próbował się wyrwać poza szereg, spojrzeć głębiej, mądrzej i napisał:
"Poczytajcie panie o zdrowiu i odporności dzieci urodzonych przez cesarskie cięcie. Temat bardzo ciekawy."
Mogę na palcach jednej ręki wyliczyć, ile razy moje dziecko zachorowało. Ktoś podsumował, że dla niektórych "dzieci narodzone siłami naturami i karmione piersią uważane są za ponadprzeciętne". Tak niby jak Superman albo mutanci z X-Mena. Nadludzkie moce i te sprawy. Na pewno przyszli geniusze i zmieniacze świata, pod warunkiem, że urodzone naturalnie!

NA ROZSTAJU DRÓG

Wyobraźcie sobie teraz ciężarną, pierworódkę. Termin wypada za tydzień, to jej pierwsze, długo oczekiwane dziecko. Boi się jak jasny gwint, bo wie, że nawet przy zwykłym borowaniu zęba potrzebuje trzech znieczuleń i jednego placebo. Wie, że boli ją sama myśl o porodzie, bólach krzyżowych, o których się nasłuchała, o pęknięciu krocza. Nie ma pojęcia, jak to będzie, bo nikt nie ma i nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak potoczy się akcja porodowa. Dziewczyna trzęsie się na samą myśl i ma nadzieję, że dziecko jeszcze poczeka, termin minie, a poród odwlecze się możliwie jak najdłużej. Nie chce cesarki, bo nasłuchała się koleżanek rzucających żarcikami o wydobycinach. Nie chce też rodzić naturalnie... Można oszaleć, prawda?

Bądźmy ludźmi. Zdobądźmy się na gram empatii. Głupotą jest komentować i oceniać takie sprawy, które nas docelową nie dotyczą. Co mi szkodzi, że Hanka wzięła cesarkę na żądanie, a Zocha rodziła przez 28 godzin i dała radę naturalnie? Anie mnie to ziębi, ani mnie to parzy. To jest ich przeżycie, ich blizny, ból. Mnie totalnie nic do tego.

Macham ręką na wszelkie komentarze specjalistek i ekspertek od tego, co jest dla kogo najlepsze. Pukam się w czoło i odsyłam je w cholerę. Jest tyle tematów, które wprowadzą coś nowego w moje życie, że wyłączam powiadomienia dalszych komentarzy.

Nie wariujmy. Każdy ma swój krzyż i niech to ma na uwadze. Dodatkowe cierpienia nie są potrzebne, choć tak bardzo lubimy zadrzeć nosy i pokazać się z wysokości. Skończyłam temat.

A Ty? Jak wygląda Twoje doświadczenie?

  • Share:

Podobne posty

0 komentarze