O tym jak przeżyć remont lekką ręką?

By Żaneta Gy. - 13:13

Chwilowo dopadł mnie piśmienniczy kryzys. Cisza na blogu jak makiem zasiał, a i sprawa u nas niecodzienna - remontujemy korytarz! Niby nie za wiele, ale od tygodnia w domu mam luz. Nic, tylko leżeć i pachnieć.


Nasz "korytarz" to właściwie mała klatka schodowa w dużym, rodzinnym domu, w którym każde mieszkanie ma luksus posiadania osobnego wejścia. Niedawno wpadł nam do głowy pomysł założenia dodatkowych drzwi przy schodach, coby ciepełko z mieszkania zbytnio nie uciekało i coby stworzyć miłe dla oka miejsce dla okryć wierzchnich naszych gości (sorry, wiem, że rozbieranie się na schodach i bieganie po zimnych płytkach nie należało do ekskluzywnych przeżyć, ale nie lękajcie się, drodzy znajomi - nadchodzi komfort!).


Już teraz mogłyby zabrzmieć fanfary, confetti powinny sypać się z każdej strony, jednak pohamuję cały zapał radosnego otwarcia owego przedsionka (twierdziłam początkowo, że robimy altanę, bo u mnie w domu się tak mówiło, ale Artur mnie poprawiał, że altana to na dworze, więc pozostańmy przy przedsionku).
Uroczyste pokazy i goszczenie się nastąpi w bliżej nieokreślonym momencie, gdyż iż ponieważ lub... prace lekko się opóźniają. Gips schnie wolniej, niż ustawa przewiduje, a i chłopom (czyt. Arturowi i Tacie) nie zawsze chętno do pracy po powrocie z pracy. 

Tym, co mnie niezmiernie satysfakcjonuje jest zjawisko podłączenia zmywarki, której w końcu się dorobiłam. Mam ją od tygodnia i - tak! - nie wiem, jak mogłam bez niej wcześniej żyć! Aktualnie nie mogę wyjść z podziwu, jak przyjemnie patrzy się na ogarniętą kuchnię o poranku, bez walających się w zlewie naczyń i garów. Dziś, pięć dni po cudownej instalacji, zastanawiam się, jak na nowo zorganizować sobie czas, tzn. wykluczyć z rutyny zmywanko o poranku podczas pierwszej Polkowej drzemki i zająć się innym, równie konstruktywnym zajęciem.

Jako Wzorowo-Perfekcyjno-Zajebisto Pani Domu powinnam biegać ze ścierą i doprowadzać dom do porządku, coby kurz zanadto nie osiadł, a psie kłaki Gary'ego przestały oblebiać ubrania, jednak bądźmy szczerzy: przy remoncie się nie da. 

Jak nie popaść w szał rwania włosów, kiedy lubi się porządek, 
a wkoło od tygodnia jest notorycznie syf i malaria?

Po piewsze: należy wyznaczyć szlaki.
Jeden szlak do kuchni, ażeby jeść jak człowiek. Warzywka, mięsko i chlebek, a nie śmieci z papierka. I szlak drugi: do łazieneczki, żeby wszystko z gracją móc wydalić oraz zmyć z siebie warstwy remontowego kurzu, żeby w sypialnianym łóżku nic nie gryzło. To, co dzieje się wokół szlaków nas nie interesuje - zawsze idziemy prosto do celu patrząc jedynie przed siebie (i pod nogi).

Po drugie: nie liczyć na to, że dziecko pójdzie spać wcześniej lub powieli ilość drzemek w ciągu dnia.
Malucha nie interesuje to, że wkoło chlew. Dla niego to dzień jak co dzień i akurat matczyne pragnienie delikatnego, wieczornego sprzątanka nie robi na nim żadnego wrażenia. To czas wyzwań dla ciebie, nie dla dziecka. Nic w jego łebku się nie zmieniło, w związku z czym na pewno pójdzie spać jak zwykle - wtedy, kiedy chce, a jak życie pokazało nam wielokrotnie, gdy następuje złamanie rutyny - zazwyczaj chce później.

Po trzecie: wyznaczyć miejsce przebywania i tam siedź.
Mam  problem posiadania futrzastego dywanu, na którym pies zrobił sobie wycieraczkę w momencie zrzucania kłaków, dałam więc sobie spokój z odkurzaniem. Biorąc pod uwagę, że większość czasu spędzamy w salonie, bo w innych pomieszczeniach są jedynie szlaki przejścia, szkoda moich zmagań. Jeśli macie to samo, no stres! Zwińcie dywan, wyrzućcie go lub jak ja - kupcie matę piankową i pilnujcie, by dziecko ją pokochało i nie chciało z niej schodzić. Nawet jeśli ma się to równać z notorycznym wciąganiem brzdąca na strefę czystości (aktualnie kocham podłogę i jestem na etapie rozważań czy dywan zmieści się przez okno lub czy kogoś nie zabije w trakcie spadania).

Po czwarte: spuścić niezawodną zasłonę milczenia.
Jeśli wkurza cię zastana sytuacja - zamilcz. Weź oddech, policz do pięciu i odwróć się na jednej nodze. Zajmij się czymś. Ja na przykład w całym tym bałaganie przesadziłam wszystkie kwiaty i wymieniłam im ziemię. Nawet nie widać, że niedokładnie pozamiatałam po całej robocie, a dzięki temu przedsięwzięciu kwiaty cieszą się do mnie z daleka. Do tego wyciągnęłam stare albumy i płyty ze zdjęciami, posegregowałam je i zamówiłam do wywołania brakujące fotki (niedrukowane od sześciu lat - pójdę z torbami, jak Artur zobaczy, ile). Korci mnie jeszcze przejrzenie ubrań i wyrzucenie zbędnych.

Kurczę, a może to idzie wiosna?

  • Share:

Podobne posty

0 komentarze