Halo, halo, puszczam Ci strzałkę!

By Żaneta Gy. - 14:20

Powiem otwarcie: pamięć mam marną. Dzienniki nie służyły mi w sposób iście psychologiczny - by poczuć oczyszczenie, katharsis itp. Nie! Zapisywałam co mogłam po to, by za dziesięć lat wziąć je do ręki i przypomnieć sobie np. smak tortu z Komunii.


Ależ miałam dzisiaj przypomnienie! Szłam chodnikiem i pstryk! Przed moimi oczami, w mojej głowie pojawiło się wspomnienie z czasów bycia nastoletnią dziewczynką, dziewczyną nawet. Macie czasem takie przebłyski?

Poczynając od tego wpisu tworzę nowy dział: "Wspominki". Z tymi treściami, które chciałabym zapamiętać na dłużej, ale których jeszcze do tej pory nie spisałam nigdzie indziej. Powspominasz czasem ze mną? :-)

OK! Co z dzisiejszym dumaniem?
Stało się to tak: wzięłam telefon do ręki, wybrałam Mężowy numer, słyszę że zajęte i szybko chowam telefon do kieszeni. Chwila. Kiedyś taką chwilę zajmowało mi... No co? "Puszczanie strzałek"!

PIERWSZY TELEFON W ŻYCIU!

Moim przyszłym dzieciom na pewno trudno będzie uwierzyć w to, że mój pierwszy telefon miał antenkę i nie mieścił się do kieszeni spodni.
Poza tym działał tylko na ładowarce, a SMS poza sieć kosztował 89 groszy, więc uzależniona od niego nie byłam na tyle, by wszędzie go nosić.
Nie uwierzą też pewnie w to, że na ekranie mieściły się tylko 4 rzędy tekstu, dźwięk przypominał granie na cymbałkach, a MMSy nie istniały.

Później nastąpiła epoka niezniszczalnej Nokii 3310. Było lepiej - nosiłam ją już przy sobie i pojawiła się sieć Heyah - wszyscy mieli do siebie tanio (jak na tamte czasy). I co dalej? Oczywiście SNAKE, w którego szczerze powiedziawszy nie znosiłam grać.

Źródło: google.pl

Dalszych modeli telefonów nie pamiętam. W gimnazjum udało mi się przejść krok wyżej - otrzymałam od rodziców telefon z klapką i - uwaga! - kolorowym wyświetlaczem oraz polifonią!
To był szpan. Pamiętam nawet nonszalancki, zamaszysty ruch otwieranej klapki i przykładania jej do ucha. Taaak... Plus 10 punktów do podniesienia samooceny.

MOŻLIWOŚCI DO KREATYWNEGO ROZWOJU.

Może się wydawać, że posiadając takie telefony: ubogie i z brakiem dzisiejszych aplikacji, korzystanie z nich było totalnie nudne...
Tak myślisz?

Zaraz Wam udowodnię, jak ciekawie wtedy było!

1. TWORZENIE DZWONKÓW!
Nokie miały to do siebie, że posiadały program do wpisywania własnych dźwięków, tzw. "Kompozytor dźwięków".
Och, pamiętam radość, gdy koleżanka ściągnęła dzwonek Virgin - "Dwie bajki" (z telegazety, za pieniążki) i podała mi wartości do owego programu! Kilka kliknięć i dzwonek działał!
A ile razy próbowałam sama coś stworzyć i wpisywałam dźwięki na słuch... Podejrzewam, że gdybym się wczuła w to lepiej, byłabym dziś światowej sławy kompozytorką albo chociaż DJką.

Źródło: google.pl

2. OBRAZKI ZE ZNAKÓW INTERPUNKCYJNYCH!
Pamiętacie te wiadomości? Otwierasz SMS, a tak miś, a w każdym razie coś, co go przypomina. Stworzony ze znaków interpunkcyjnych (co za pomysł!), w miarę przesuwania w dół otwierał łapki, coś tam chwytał itp. I tu trzeba było mieć telefon przesuwający od razu 4 rzędy liter. Po jednej linijce nie dawało efektu. Kto przeżył, ten wie. I umie to skojarzyć :-)

 ( , )( , )
(  o  o   )
   (x )

3. ZAKOŃCZENIA WIADOMOŚCI!
Pamiętam, że w moim pokoleniu wysyłając wiadomość SMS zawsze kończyło się ją słowem: "odpisz". Nie wiem, skąd to wynikało. Czy ze strachu, że ktoś puści naszego SMS koło uszu, czy jednak by ponaglić skąpca na wydanie tej prawie złotówki i napisania do nas czegokolwiek? 
Później ewaluowało to do krótkiego "odp" (by zmieścić więcej znaków w jednej wiadomości). A kiedy już za nominał 1 złotego można było wysłać 5 SMSów, a nie jednego, przestało się tak pisać. 
Choć pamiętam, jak kiedyś (nie tak dawno temu) koleżanka dostała wiadomość: 

"Hej! Co robisz? Odpisz".

W moich kręgach popularne było kończenie SMS różnymi odmianami słowa "papa". I tak wymyślało się: "papatki, papolki, papatusie, papatulki, papcie". (Co ciekawe, przy pisaniu tego tekstu słowo "papatki" nie podkreśla się jako błąd językowy!)

To nie ściema. Tak się pisało. 

4. "PUSZCZANIE STRZAŁEK"!

Winowajca moich dzisiejszych wspominek!

"Puszczanie strzałek" to nic innego, jak wybranie numeru, wysłuchanie pierwszego sygnału i rozłączanie się. Zostawiało się tym samym na czyimś ekranie telefonu znak, że się dzwoniło. Oczywiście nikt nie oddzwaniał, jedynie "puszczał strzałkę" w ten sam sposób. Gdy się coś chciało, to się pisało SMS. Czemu miało to służyć? Ciężko stwierdzić.. 

Ja odbierałam to jako ponaglenie do odpisania albo raczej jako podtekst (haha). Czytałam to jako sygnał: "Myślę o tobie". Haha podbudowało to moje nastoletnie nadzieje, niejednokrotnie :-)
Pamiętam bicie serca, gdy "puszczałam strzałkę" do mojej sympatii i czekałam, czy mi ją odda! Albo kiedy ten ktoś pierwszy się w ten sposób przypominał!
Ach, co za czasy! Romantyczna miłość wieku XXI-ego!

5. ŁAŃCUSZKI "NA SZCZĘŚCIE"!

Łańcuszki, które nie miały sensu. Najczęściej brzmiały w sposób:

Oto cztery biedroneczki szczęścia:
o: o: o: o:
Wyślij je czterem przyjaciołom,
a będziesz mieć szczęście przez cztery dni.

No i rozsyłało się te łańcuszki. Do momentu, gdy szczęście wcale nie przychodziło, obiecana miłość nadal nie zwracała uwagi, a ilość wiadomość z łańcuszkami przekraczała 10. Biorąc pod uwagę odsyłania ich do co najmniej 3 osób, łańcuszki owe denerwowały i frustrowały. Do dzisiaj mam podobne odczucia widząc coś takiego.

6. PIERWSZE TAPETY I KOLOROWE OBRAZKI!

Jak już wspomniałam przy dzwonkach, by mieć na swoim telefonie jakiś bajer, typu właśnie dzwonek czy tapeta, należało włączyć telegazetę lub znaleźć papierową wersję i z tyłu przyjrzeć się, co by się chciało. Dalej wysyłało się płatnego SMSa i otrzymywało określony bajer. 
Tanie to nie było, szczególnie kiedy rodzice doładowywali kartę raz w miesiącu i trzeba było rozsądnie dysponować kwotą na koncie. Pamiętam jednak, jak raz się skusiłam i pobrałam taką tapetę. Byłam przewściekła (!), bo zamiast słodkiego kotka otrzymałam jakieś kiczowate serce z aniołkiem. W życiu więcej nie korzystałam z tej możliwości.
Tym bardziej, że pojawiła się... PODCZERWIEŃ!

Nie wiem, co to był za wynalazek, chodziło w nim jednak o to, by przesyłać pliki z jednego telefonu do drugiego. Takie niedopracowane Bluetooth, bo trzeba było ułożyć telefony blisko siebie, by podczerwień (kawałek czerwonego plastiku na obudowie) się stykała. Pragnę zauważyć, że wysyłanie trwało dłużej niż minutę i absolutnie nie można było się poruszyć. Cóż za adrenalina!

Źródło: google.pl
Mówcie, co chcecie. Te czasy były naprawdę świetne, a człowiek cieszył się z głupot. Doceniał więcej, przeżywał więcej. Och! Zapomniałam dodać słówko o telefonach domowych! 
Na kablu, na ścianie, rozmawiając trzeba było stać blisko albo siedzieć. Nigdy nie wiadomo, kto dzwoni, trzeba było się przedstawić. Co więcej, pamiętać czyjś numer, by wykręcić i się dodzwonić... Też miło i ciekawiej.

Gdyby ktoś chciał poczytać dlaczego jeszcze stare telefony były fajne, znalazłam ciekawy i łatwy w odbiorze wpis TUTAJ

Do zakamarków pamięci dobijają mi się teraz emotikonki z GG. Ale o tym innym razem.

A Wy jakie macie wspomnienia?
Zadanie na dziś: przypomnij sobie swój pierwszy telefon i uśmiechnij się od ucha do ucha!

Miłego poniedziałku





  • Share:

Podobne posty

6 komentarze