Dlaczego nie lubię spacerów z Polą?

By Żaneta Gy. - 14:39

Na ulicach wózków z dziećmi trochę mniej, w końcu pogoda robi się mało sprzyjająca. Deszcz skutecznie zatrzymuje ludzi w domach i choć znajdą się dzielne mamy wychodzące z podopiecznymi na spacer, ja do nich na pewno nie będę należeć...


Spacery są receptą na zdrowie. Spacery to same korzyści. Dbamy w ten sposób o swoją formę, kondycję, dotleniamy mózgownicę, wytwarzamy endorfiny. Otwieramy się na siebie - idąc parkowymi ścieżkami trzymając się za ręce i rozmawiając lub na świat - obserwując i podziwiając okolicę. Poznajemy nowe uliczki, jeśli akurat wybraliśmy się na spacer po mieście, czy dowiadujemy się, ile nowych kur kupił sąsiad na wsi. Spacerując poszerzamy swoje horyzonty, mamy później o czym rozmawiać, jeśli widzimy to, co mijamy po drodze. 


Wyjście na dwór z dzieckiem dla świeżo upieczonej mamy ma jeszcze inne walory. Idąc szybkim krokiem spalamy pociążowe kalorie, a niektóre z nas dzięki takim wyjściom mają jedyną szansę założyć nieobrzyganą bluzkę i prysnąć się perfumem. Spacer daje możliwość pochwalenia się potomkiem przed światem, ale i szansę na chwilę wytchnienia, gdy można usiąść na parkowej ławce.

Plusów można byłoby jeszcze wymieniać i wymieniać, jednak moje spacery z Polą nie są teraz ulubioną częścią dnia. Wiadomo - dziecko trzeba hartować od małego, wprowadzać w jego życie już od początku dobre nawyki, ale mam tu małe ALE...

1. Nigdy nie wiem, jak nas ubrać.
Mieszkanie na II piętrze nie pozwala mi prawidłowo odczytać warunków pogodowych. Faktem jest, że stare mury domu tworzą różne wrażenia - gdy na zewnątrz jest ciepło, słonecznie, u nas panuje lekki chłód (latem zbawienny). Zimą chłód często się potęguje. Ubieramy się więc z Polą ciepło, biorę kocyk w razie czego i wychodzimy. W wózku ją rozpinam, siebie często rozbieram lub odwrotnie - oszukana słońcem wpadającym przez okna wychodzę na kilka minut, by szybko wrócić i parzyć ciepłą herbatę na rozgrzanie.

2. Dziecko w wózku płacze.
Moje za każdym razem, w co ciężko było uwierzyć mojej Mamie. I choć zabieram ją na spacery zawsze, gdy tylko zauważę u niej pierwsze oznaki zmęczenia, swoje wykrzyczeć musi. Czasami nie jest to takie złe, np. w kolejce w sklepie, gdzie panie mnie przepuszczają słysząc małe darcie mordki,(choć czasem mam przez to wymuszenie ochotę zapaść się pod ziemię). Czy wy też odnosicie wrażenie, że kiedy dziecko płacze w wózku, to TO JEST TWOJA WINA?? W każdym razie tak patrzą na ciebie przechodnie. JESTEŚ ZŁĄ MATKĄ, bo nie uciszasz dziecka, bo za dużo bujasz, bo za mało bujasz, bo pewnie jest głodne, jest przejedzone, pewnie ma mokro, pewnie ma sucho, czy co jeszcze mogą pomyśleć. Pola nienawidzi smoczków, nie przekonam jej do żadnego, więc kiedy płacze, odpalam motor w tyłku i biegnę do domu. Oczywiście pod bacznym wzrokiem przechodniów. Starszych panów i pań. Inne matki nie zwracają na darcie paszczy z wózka uwagi.

3. Dziecko boi się wózka.
Odkryłam to niedawno. Pola wkładana do wózka boi się daszku gondoli. Oczy robią jej się wielkie, usta w podkówkę i już słyszę krzyk, jak bardzo jest dziecku źle. Na szczęście, to jest do wypracowania - zakładam gondolę tylko wtedy, gdy jest już spokojna lub śpi. 

4. Maluch chce poznawać świat.
Pola jeszcze się nie podnosi, ciągle leży plackiem, ale już da się w niej dostrzec chęć odkrywania otoczenia. Widać to po jej małych, rozbieganych oczkach, które najchętniej znajdowałyby się na wysokości oczu mamy lub taty, byleby tylko dostrzec jak najwięcej. W ruch wkracza na razie tylko maskotka przypięta do daszka gondoli, bo pamiętajcie, że co za dużo bodźców na taki mały łepek, to niezdrowo. Na resztę popatrzy sobie, gdy jej układ nerwowy będzie w stanie to znieść i wieczorem zaśnie bez przeżywania dziennych wrażeń.

5. Gondola jest ciężka.
Nasza na razie stoi w garażu, więc nie mam kłopotu z wynoszeniem i wnoszeniem wózka. Jeszcze, bo biorąc pod uwagę pogodową aurę, zaraz skończy się dobre. Są jednak inne problemy z ciężarem związane. Schody, schodki, na które trzeba gondolę ciągnąć. Górki... Górki i wzniesienia! Pamiętam pierwsze zdziwienie Artura, gdy wybraliśmy się na spacer po parku i pchał wózek pod górkę właśnie. "Jest co pchać". Ojj jest... Dziury w chodnikach to też nie lada wyzwanie. Fakt, lepiej buja wózkiem, ale wjedź w jedną lepszą dziurę i spróbuj z gracją i lekkością z niej wyjechać. Zapasy i pot na czole bankowe.

6. Winter is coming.
Nie oszukujmy się, robi się chłodno. I tak, jak jeszcze na ręce możesz założyć rękawiczki, tak cieknące gile z nosa skutecznie zniechęcają do długich, wózkowych podróży. (Patrzę przez okno i właśnie się rozpadało. Widzę siebie na spacerze, jak w takiej chwili biegam z folią, nakładam ją na gondolę, a sama wyglądam jak po dobrym Śmingusie Dyngusie. Faktycznie, zachęcające.)

7. Jesteś bacznie obserwowana.
Szczególnie w marketach. Pomijam problem wąskich przejść między regałami. Wchodząc z wózkiem typu gondola do sklepu nie dasz rady ciągnąć za sobą wózka sklepowego, ani nawet trzymać koszyczka. W każdym razie ja nie umiem. Jeśli już jestem zmuszona wyjść na zakupy, to wkładam wszystko w wózek i czuję się jak potencjalna złodziejka upychająca lizaka pod kocyk. W każdym razie tak patrzą na mnie ochroniarze. 

8. Kolejny spacer to gwóźdź do trumny.
Ameryki nie odkryję, jeśli powiem, że matki są zmęczone. Nieprzespaną nocą, gotowaniem obiadu, ogarnianiem domu, a przede wszystkim: samym zajmowaniem się małego dziecka. Jesteśmy najnormalniej na świecie zmęczone, przy czym zamiast ułożyć się na kanapie z nogą na nodze i odpocząć, zasuwamy z wózkami po dziurawych chodnikach dla zdrowia dzidziolka. Urlop macierzyński nie jest żadnym urlopem, to praca jak każda inna, tyle że jej wymiar jest całodobowy. Dołóżcie do tego spacer, czy muszę tłumaczyć, dlaczego nie zawsze sprawia on przyjemność?

W związku z powyższym ostatnimi czasy wychodzę z Polą bardzo niedaleko. Mam to szczęście, że dom rodziców Artura ma spory ogród, po którym dziecko będzie kiedyś mogło biegać. Jest to ogród stary, z dziurawymi chodnikami i kostką brukową, po której czasem bujam Polę w wózku. Nikt na mnie nie patrzy oceniającym wzrokiem, dziecko może krzyczeć do woli. A gdy już zaśnie, nie muszę szukać ławeczki.

Dobra! A teraz żeby jednak nie demonizować spacerów - same w sobie uwielbiam! Poczekam jednak, aż malutka podrośnie, przestanie bać się gondoli, krzyczeć w niebogłosy i stanie się tak, że dla niej spacery poza bramę ogrodu dziadków także będą przyjemnością. 

A Wy? Lubicie spacery ze swoimi dziećmi?

ZaduMama





  • Share:

Podobne posty

0 komentarze