Troska a przewrażliwienie - co burzy beztroskie dzieciństwo Twojego dziecka?

By Żaneta Gy. - 23:57

Pamiętam jak dziś smak truskawek zrywanych prosto z krzaka. Chrupiący między zębami piasek, kawałki zielonych, niedojrzałych jeszcze plam. Pamiętam chodzenie po drzewie w poszukiwaniu czereśni. Bawienie się na dworze do późna, bez żadnego nadzoru i telefonicznej kontroli. Nasze brudne ręce, nogi, podarte i umorusane ubrania... Czy ten czar beztroskiego dzieciństwa zupełnie odszedł do lamusa?


Na naszym podwórku, zanim pojawiło się piętro z pokojami dla mnie i rodzeństwa, dłuższy czas stała góra pustaków i cegieł. Wchodziliśmy na nią wszyscy, w wieku szkoły podstawowej i przedszkolaki. Pamiętam dramat, gdy między kloce pustaków wpadła nam dość liczna kolekcja żetonów z Pokemonami. Nikt wtedy nie bał się tego, że pospadamy, zedrzemy kolana, wybijemy zęby, czy rozbijemy głowy. Te Pokemony - to była tragedia. Nie jakieś tam odrapane ręce... 

Dziś stojąc na placu zabaw słyszę dookoła głosy: "Nie wchodź tam, nie ubrudź się, nie tak wysoko, zaraz spadniesz!...". Długo by wymieniać. Rozumiem tych rodziców. Takie komentarze same napływają do ust, kiedy widzi się te małe, niezdarne ciałka, które mają jeszcze tyle ograniczeń... Nie to, co my, dorośli!

Stajemy na głowach, skaczemy i biegamy bez przewracania się, piach do wiaderka wsypujemy prawie bez tracenia ziarenek po jego brzegach, a wejście na drabinkę zajmuje nam ułamki sekund. I nawet się nie chwiejemy! Niby tacy zdolni i wspaniali jesteśmy, ale i tak zajmujemy straconą pozycję...

Dzieci są lepsze od nas w przeżywaniu życia. Pomimo tych braków i niedoskonałości one ciągle próbują. Wejść jak najwyżej, przebiec jak najszybciej, skoczyć jak najdalej. Nie obchodzi ich to, czy się przewrócą, ubrudzą, czy po zjedzeniu kilograma czereśni będą je bolały brzuchy albo czy plama z białej bluzki się spierze. Zazdroszczę im tego.


Nie wiem kiedy zatraca się tą beztroskę w przeżywaniu świata. Wchodzi się w schematy i ograniczenia, o których mówią wszyscy wkoło. Bo to mówią starsi, czyli na pewno bardziej doświadczeni i mądrzejsi, więc trzeba się dopasować.

Na placu zabaw rozmawiałam dziś z mamą, której dziecko biegało w samych skarpetkach. Ona sama siedziała w piaskownicy boso, a ja przeklinałam w duchu moje sandały pełne piachu. Wróciłam z Polką na ogród i skłoniłam ją do zdjęcia butów. Bo właściwie nie od razu chciała. Po chwili biegała po trawie, chodniku, piaskownicy boso i ewidentnie sprawiało jej to przyjemność. 

Przy codziennej kontroli owocowych drzew i krzewów udało nam się znaleźć dwie truskawki, które zjadła ze smakiem, jakiego nie widziałam podając jej kilka dni wcześniej truskawki z bazaru. Wcześniej umyte i szypułkowane. Przypomniało mi się wyjadanie groszku cukrowego prosto z krzaczka i krzyk z domu mamy, by posprzątać po sobie i nie zostawiać góry łupinek za sobą. I wchodzenie na najwyższą gałąź czereśni u mojej babci, by zjeść najbardziej dojrzałe owoce.

Mam nadzieję, że Pola wyrośnie na dziecko, które nie będzie bało się wejść na drzewo. Na dziecko sięgające owoców, jeśli będzie miało taką ochotę. Chciałabym, żeby zdejmowała bluzę, gdy poczuje że jej gorąco, a nie będzie się w niej pocić, bo "mama kazała założyć, a nie mówiła nic o ściąganiu". Niech czuje pod stopami trawę, piasek, kamienie, chłód wody.

Może się wydawać, że na wiele jej pozwalam. Albo więcej: że jestem lekkomyślną matką nieprzejmującą się konsekwencjami. Niedostatecznie troskliwą i absolutnie nieprzewidywalną.

Wolę myśleć, że po prostu ufam mojemu dziecku. Wierzę w to, że Pola robi niektóre rzeczy w ten, a nie inny sposób, bo tak to czuje. Bo to jest dla niej najlepsze. Pozwalam jej zdjąć czapkę, bo rozumiem, że może być jej za gorąco. Jeśli chce babki z suchego piachu, niech robi i przekonuje się, że takie budowle się rozsypią. 

Wychodzę z założenia, że ona na swój sposób poznaje świat. Szuka i tworzy swoje miejsce w nim. Dlaczego miałabym jej w tym przeszkadzać?

Ja swoją robotę już odbębniłam. Teraz czas na nią. Mogę i chcę ją tylko poprowadzić, bo ja od moich rodziców też dostałam taką możliwość. I żyję, cała i zdrowa.

No, może nie licząc kamyków żwiru w kolanie i kilku innych blizn. ;-)

  • Share:

Podobne posty

0 komentarze