Życie z owczarkiem niemieckim.

By Żaneta Gy. - 14:01

Byliśmy na imieninach u Babci. Mojej kochanej Babci, która obchodzi imieniny dwa dni przed moimi urodzinami. W pewnej chwili Artur z uśmiechem powiedział, że chce mi coś pokazać i zaprowadził mnie do... chlewu.


Jedna z moich kochanych Babć mieszka na wsi (jeszcze większej niż ta, z której pochodzę). Wiecie, gospodarstwo, świnki, stodoła, ogródek z warzywami i hektary pola. Gdy byłam dzieckiem, jeździłam do Babci na wakacje. Głaskałam krowę, zjadałam zielony groszek z krzaka, a wieczorami słuchałam bajek opowiadanych z babcinej pamięci.

Co roku w połowie sierpnia jesteśmy u Babci na imieninowym obiedzie. Artur był ze mną od razu, w pierwszym roku znajomości. Nie poczuł zanadto wiejskiego klimatu, ale zachwycał się zawsze psem, jaki pilnował całego gospodarstwa. Potężny, duży mieszaniec wyglądający jak owczarek niemiecki. Mieszaniec, żaden tak rasowy. Ale piękny. Zawsze wspominał, że chciałby takiego psa.

Dwa lata temu dogadał się za moimi plecami z kuzynem i z chytrym uśmieszkiem poprowadził mnie do chlewiku. Mała, kręcąca się kuleczka, piszcząca na nasz widok - oto co nas powitało. Trząsł się cały, prawie posikał się z radości, kiedy wzięłam go na ręce. Pies, mój pierwszy w życiu, pies na własność. Najwspanialszy na świecie.



Uszy szybko mu się podniosły i z małego szczeniaczka stał się psim wyrostkiem. Lato i wczesna jesień mi sprzyjały. Spacerowałam z nim, ja, dumna psia pani. Dopóki skubaniutki nie wyrósł jeszcze trochę...



I trochę...



A móżdżek został gdzieś na poziomie szczeniaka. Gary, bo tak go nazwaliśmy, nie poddawał się tresurze w stopniu, jaki sobie wymyśliłam. Spacery stały się uciążliwe, bo nie dość, że każdy nowy pies był bardziej atrakcyjny niż ja, to jeszcze Garson zaczął bać się aut. Ciągnięcie na smyczy ukróciło osiedlowe pokazywanie się z psem, przerzuciliśmy się na leśne przygody.





Uwielbiałam te niedziele. Rano, gdy wszyscy jeszcze w kościele lub na niedzielnym obiedzie, my chodziliśmy po lesie. Gary szczęśliwie niuchał co popadnie, a nam chciało się żyć. Teraz mamy problem ze zmieszczeniem psa i wózka w bagażniku auta, ale niebawem wrócimy do niedzielnych wypadów.


Lubię Garego. Lubię jego merdający ogon cieszący się z naszego powrotu do domu. Wielki łeb, który wciska się pod ręce domagając się głaskania. Lubię potężne łapy delikatnie podawane na komendę.



Nasz pies jest typowym kanapowcem. Teraz, z racji narożnika ze sztucznej skóry, ma zakaz, leży nam pod nogami. Wiernie, z psią miłością.

Gdy byłam w ciąży, a Artur na trzymiesięcznej delegacji, wyprowadzałam psa z brzuchem, a on słuchał jak nigdy przedtem. To był dla nas fajny czas. Gary był jedyną istotą, do której mogłam się odezwać w pustym domu. A słuchał zawsze, przerywając drzemkę, odchodząc od michy i patrząc na mnie swoimi wielkimi, kochającymi oczyskami.



Pies jest stworzeniem, które zawsze za tobą poczeka. Możesz go łajać, zapominać o nim, a on i tak będzie cię kochał. Wystarczy, że wyciągniesz dłoń, a jego ogon nabierze takich prędkości, że aż strach, czy się nie urwie.

Gdy byliśmy na tygodniowych wakacjach, Garym opiekowała się mama Artura. Starała się jak mogła, ale nie jadł za wiele, tęsknił. Ja pozbyłam się w szale rozpaczy koszyka na chleb i Polkowych śliniaków, których zapomniałam schować. Wróciliśmy w momencie, gdy drzwi traciły kolejne drzazgi. Można sobie wyobrazić większą oznakę miłości?


Pies kocha, wybacza, współczuje i wpiera.

W naszym otoczeniu pojawia się wiele głosów, czy nie boimy się tak dużego psa przy małym dziecku. Oczywiście, że mamy obawy. Gary nas kocha, ale nie znaczy to, że nie czuje krzywdy i zazdrości, gdy więcej czasu poświęcamy Poli niż jemu. Nigdy nie wiadomo, co strzeli mu do psiego łba, tym bardziej, że wobec naszych znajomych Gary jest nieufny i zazwyczaj siedzi w innym pokoju. Ze strachu zdarzało mu się niestety niepotrzebnie chapnąć pyskiem...

Pilnujemy Polki. Gdy wyciąga do niego rączki zawsze jesteśmy obok. Pozwalamy psu powoli oswoić się i przyzwyczaić. Polę uczymy wyczucia, by te małe rączki nie waliły na oślep i nie ciągnęły psa za długie futro czy ogon.


Wierzymy, że nic się nie stanie, w końcu i Pola, i Gary, to część naszej małej rodziny. 
Naszej fajnej rodziny Państwa G. :)

  • Share:

Podobne posty

0 komentarze