Niezawodny sposób na dobijanie się do reszty.

By Żaneta Gy. - 21:23

Jest ci smutno, źle. Chłopak odrzucił, koleżanka zdradziła, mama nie kupiła wymarzonej bluzki. Kto w życiu nie zaznał nastoletnich dramatów, niech już nie czyta. A kto nocami przed snem nie kontemplował swoich żalów i zranionego serca, NIECH MI SIĘ STĄD ZNOSI! Jakby powiedziała babcia z poznańskiego.


Pisałam Wam ostatnio, że Hejtuję Social Media. Naprawdę. Od czasu udostępnienia posta przestałam nawet przeglądać nowości na Facebooku i Instagramie. Lub ograniczam się do pięciu dziennie. I nie! TO NIE JEST SOCIAL-MEDIOWY DETOKS. 
Naprawdę, wszystko TO mi zbrzydło i wolę ostatnio spędzać czas w inny sposób. Na przykład ostatnio wykombinowałam kotleciki dla Poli z mięsa i warzyw z rosołu - bez soli, cukru, nabiału - ktoś chce przepis? Chociaż nie, bo robiłam na oko i nie ma co się chwalić.

Ale co ja się zapędzam! Chciałam Wam tylko powiedzieć, że ostatnio Facebook służy mi do wymieniania wiadomości z najbliższymi mi dziewczynami pod słońcem (tak, era pisania z chłopakami się skończyła daaawno temu). 

Od tego się zaczęło - na grupie wiadomościowej tworzonej przez moje siostry i kuzynki pojawił się mem:


I ruszyła lawina wspomnień!

Moja historia...
...wyglądała następująco:

Gdy w końcu doczekałam się własnego pokoju, mogłam roztkliwiać się nad sobą do cna! Muszę się wam przyznać, że byłam bardzo wrażliwą i emocjonalną nastolatką (trochę nadal jestem), do tego introwertyczką. W związku z czym wiele się we mnie chowało w środku, bo bałam się okazywać uczucia. Los natomiast nie był dla mnie wybitnie łaskawy i w kwestii, która była dla mnie wtedy najważniejsza, czyli w relacjach damsko-męskich byłam zwykle na straconej pozycji. No jakoś nigdy nie układało się po mojej myśli.

Przeżywałam to jak stonka okres, co więcej! Moje pamiętniki z tamtego okresu obfitują w zapiski wątpliwości, nieumiejętności odczytywania sygnałów chłopaków, w których się kochałam, szczerych i nieśmiałych wyznań, a także zwykłych zwierzeń, którymi z nikim się nie dzieliłam. 
W jednym z zeszytów mam nawet narysowane serce, a na nim "rany" zadane mi przez niedoszłych boyfrendów. Im bardziej byłam zakochana, tym głębsze bazgroły długopisem. True story.

Ponieważ do teraz słyszę od Męża, że jestem przewrażliwiona, to wyobraźcie sobie, jaka musiałam być w czasach nastoletnich wybuchów hormonalnych, zaczytana w Bravo! i słuchająca od innych dziewczyn historie (bujdy) o cudowności całowania się.

Życie singla lekkie nie jest, szczególnie przewrażliwionego singla. Odczuwałam podwójnie, w dzień żyłam, a wieczorami celebrowałam moje smutki. Jak?

Mój sposób na samobiczowanie się, gdy jeszcze mieszkałam w Domu Rodzinnym:

gdy reszta narodu posnęła, zasiadałam na parapecie okna, włączałam dobijającą muzykę i gapiłam się przez okno. Na co? Na gwiazdy, na pola rozmaite i przejeżdżające pociągi, bo taki widok serwowało mi okno z piętra domu rodzinnego na ulicy Moniuszki.

Sposoby na dobijanie się różne, dla przykładu kuzynka N. zakładała słuchawki na uszy i płakała pod kołdrą, a siostra A. była inna, bo słuchała w ciężkich chwilach rapu i zastanawiała się nad słowami piosenek (serio??).

A ty? Jaka jest twoja historia? (i bez ściemniania, że nie znasz tematu!)

Wasza korespondentka

  • Share:

Podobne posty

0 komentarze