O tym, co zmieniło się po siedmiu miesiącach życia z Polą.

By Żaneta Gy. - 22:46

Za nami 7 miesięcy. Był płacz, uśmiechy, czekanie na pierwszy kontakt. Kryzysy i euforie, pojawiły się pierwsze zęby, a Pola już oficjalnie siedzi z nami przy stole i wsysa miękką część ogórka. Kilka słów o fajnej roli mamy, w której dane jest mi się znajdować.


Rety, rety, rety, gdzie ten czas?? 

Przed chwilą odświeżyłam sobie post z grudnia 2016 o tym, że będę mamą! To zabawne, ale nie pamiętam już żadnych złych dolegliwości, jakie wtedy przechodziłam. Wiem, były nudności, brak sił, senność. Późniejprzez ciężar brzucha bolały nogi, biodra, plecy...

Chciałabym napisać, że dopiero co tuliłam ją na porodówce, ale no nie. Od tego dnia minęły hektary dróg, jakie wydeptałam nosząc Polę podczas kolek. Popłynęły litry łez (w tym moich), nie zliczę ile pieluch przebrałam, za to wiem na pewno, że zupełnie sama kąpałam córkę całe trzy razy. 

Oglądam właśnie powtórkę "Diagnozy". Cesarkę robią. Pamiętam swoją, co do minuty, choć wszystko działo się tak bardzo szybko, gdy lekarz zadecydował, że nie dam więcej rady. Pamiętam każdy dzień na sali, z moją córką, opuchniętą i ślepą jak kura. 

Wróciłyśmy do domu, ja nabierałam sił, przyzwyczajałyśmy się z Polą do siebie. Nadal jest ode mnie kompletnie zależna, ale już mniej. 

Już coraz mniej...

Bawi się ten mały robak na dywanie, dziubie palcem od dłubania w nosie wszystkie okruszki, jakie napotka na swojej drodze i z każdą minutą odkrywa coraz więcej świata. Sama! Ja jej tylko podsuwam pod nos różne przedmioty i kolejne kawałki nowych smaków. A ona dziubie, memli, gryzie... Bo dzisiaj pojawił się drugi ząb. I najlepsze - gdyby nie pogryzła mi ręki przy zabawie, nie zauważyłabym go, tak jak i pierwszego! Odnoszę wrażenie, że ten spokój w wyrzynaniu się to nagroda za kolki i każde wieczory, kiedy nie chciała spać.

Patrzę na nią i próbuję zapamiętać, ale pamięć mnie zawodzi. Oglądam stare zdjęcia, przypominam sobie na filmikach, jak dopiero co zaczynała podnosić głowę, próbowała gaworzyć. Teraz to zupełnie inna dziewczyna. Czasie, nie zapierdalaj, proszę ja ciebie.

Mam za sobą siedem miesięcy pełnej zmiany. 

Ciało już prawie doszło do siebie, blizna już nie daje o sobie znać. W głowie mi się poprzestawiało i poukładało, macham ręką na pierdoły. Rozróżniam, czym ewentualnie się przejmować, a co puścić w otchłanie zapomnienia. 

Przy okazji dusza mi się uspokoiła. 
Robiłam ostatnio porządki w albumach ze zdjęciami. Patrzę na siebie tamtą, ciągle za czymś goniącą. Spontaniczną, narwaną. Teraz więcej planuję, więcej rozważam. Bo oprócz mnie i moich zachcianek liczy się jeszcze jedna duszyczka. 

Uspokoiłam się, co tu kryć. Prrr, szalona, zatrzymałaś się. Jak tak dalej pójdzie, to zaraz doznam oświecenia i zespolę się z filozofią zen. Ale to dobrze, dobrze. Więcej widzę.

Wydaje mi się, że przede mną nowy etap życia. Tak w pełni, bo i Pola większa, zaraz zaczniemy wychodzić z pieluch, jak czas się nie ogarnie. Szkoda mi, że to tak biegnie. Nie mogłam doczekać się skończenia przez Polę pół roku, żeby opieka nad nią była łatwiejsza, a teraz trochę bym te uciekające minuty chciała rozciągnąć.

Ot, matczyne sentymenty ;-)


A morał z tej dumki jest krótki i niektórym znany:

chcesz się cieszyć życiem, to przystań i nie bądź narwany.


  • Share:

Podobne posty

0 komentarze