Relacja świąteczna, prawdziwa.

By Żaneta Gy. - 18:37

Zazwyczaj zaczyna się tak: "Ach, uwielbiam święta Bożego Narodzenia! Wszyscy są dla siebie mili, odwiedzamy się, każdy otrzymuje wymarzony prezent, śpiewamy kolędy, jemy z przyjemnością i oglądamy same ciekawe filmy w tv!". A jeśli jednak święta wcale nie różnią się od codzienności?

Nie mam tu na myśli ciężkich świąt typu bieda, pijani rodzice, sieroctwo, bezdomność i inne czynniki wpływające na brak świątecznej aury.

Telewizja mami nas cukrowymi obrazkami świąt jak z filmu: uśmiechnięta, pełna rodzina, ciepły dom, udekorowany w lampki, łańcuchy i bombki... Dania wg Pascala i ciasta mistrza Małeckiego, grzeczny pies i stos idealnie zapakowanych prezentów pod choinką. Wszystko w atmosferze miłości, dobroci i przyjaźni, z którymi pozujemy do zdjęć, a których nie mamy w oczach. Nie mówcie, że nie wiecie,jak to jest, gdy wszyscy przy obiedzie uśmiechają się, a w oczach mają mróz i niechęć. Słodziutko. Palce lizać!

Święta mają to do siebie, że są raz w roku. Raz w roku! Jeden jedyny raz, kiedy można odsunąć na bok jakieś zadziory, żale przeszłości i na chwilę wysilić się, by być dla kogoś miłym. Teoretycznie łatwizna, w praktyce - nic z tego. Przy bogatym stole, kolędach z płyt i lampkach odbijających się w oknach, aż prosi się o zrobienie dużego wdechu, odpuszczeniu grzechów i podaniu sobie rąk. Przykre, że nie wszystkich na to stać. Mnie też nie. Wolę skupić się na tym, że to wszystko jest udawane, a w środku gdzieś wściek i piana z pyska, która nie ma ujścia.

Tego roku święta były dziwne. Doświadczyłam dwóch rodzinnych kłótni, nieudanych prezentów, zawiedzionych oczekiwań... Coś dziwnego dzieje się ze światem, albo raczej : z ludźmi. Zdaje się, jakby każdy oczekiwał czegoś od drugiej osoby i tylko na tym był skupiony. Ty powinieneś powiedzieć to, ty zjeść to, a ty cieszyć się w tym momencie. Hen, w daleką dal odpływa uroczy obraz świąt z pocztówki, bo prezenty mimo, że w pięknym opakowaniu, nie chowają w sobie bransoletki, jaką by się chciało. Bo się nie powiedziało, jaką się chce, bo była za droga na kieszeń kupującego...

Na stole jedzenie pyszne. Dania wylewają się z misek, pachnie tak, że u sąsiada czuć, ciasta ociekają czekoladą, a mandarynki leżą w kącie, bo któż by zwrócił uwagę, gdy na stole takie rarytasy... I znów nerwy, bo kiedy w noc Wigilii rzucamy się na talerze, tak w drugi dzień świąt nikt już na jedzenie patrzeć nie może. I słuchać nie może, bo gospodynie jak co roku w święta rzucają litanię: "Zjedz jeszcze, a może..., a może... ja się tak narobiłam, przecież tego nie pomrożę, o matko, ile jedzenia zostało!". Jeść się odechciewa. Nie dość, że wszystko przeżarte, ociężałe, to jeszcze zmuszane do dalszego opychania się.
Na marginesie - u dzieci takie zmuszanie może w efekcie zniechęcić je do czegokolwiek. Wpychanie w dziecko na siłę strawy i krzyki, że przecież "tyle się narobiłam!" rodzą w nim poczucie winy skutkujące stresem zaciskającym żołądek. Tak więc drodzy rodzice i babcie przede wszystkim - z głową!

Trzy dni świąt i można zęby stracić. Nie na twardych piernikach pieczonych tydzień wcześniej, aby zdążyć na czas. Na nerwach, przez które zaciskamy szczęki, by tylko jakoś wytrwać ten wzmożony czas witania się, wymyślania na szybko tematów do rozmów i nie reagowania na zaczepki niektórych zgorzkniałych postaci lubiących komentować innych (nigdy siebie).

Marzę o tym, by kolejne święta spędzić gdzieś daleko. Właściwie przydałby mi się odpoczynek i reset. Od świąt i doszywanej aureolki na głowie u każdego, kto jej nie ma i nigdy mieć nie będzie.

Pod te gorzkie wywody - udanego Nowego Roku wszystkim!


  • Share:

Podobne posty

2 komentarze