Słów kilka o ludzkich splędorach muzycznych (koncertach).

By Żaneta Gy. - 22:36

Dwa dni temu dane było mi uczestniczyć w wielkiej pompie (i bibie), jaką był - uwaga, uwaga! - koncert z okazji 25-lecia firmy Inter Cars!

Zapewne zbyt wiele to nie mówi, tak więc tłumaczę: Inter Cars to firma zajmująca się handlem częściami do aut. W sumie nie wiem do końca jakich, ale nie jest to teraz ważne. Ponieważ chłopcze moje pracuje w wyżej wymienionej branży, co więcej! Jest stałym klientem owej firmy - udało mu się dostać zaproszenie na tegoroczne targi, które odbywały się w ten weekend. Koncert je poprzedzał.

Po tym wyjaśnieniu przybliżę moją osobę w tamtym miejscu:
wszystko działo się w Warszawie na Stadionie Narodowym. Na szczęście blisko parteru, bo sam widok ludzi siedzących gdzieś pod dachem, przyprawiał mnie o miękkie kolana. Obok mnie mój Luby i jego brat z żoną. Poza nami tysiące biznesmenów, mechaników i innych fanów Inter Cars. Z żonami, kochankami etc.

Bawiłam się dobrze, pomimo drętwoty panującej wśród tłumu. Patricia Kazadi prosiła się o brawa, podburzała lud, który jednak podburzyć się nie dał. Zamiast oklasków dało się słyszeć przaśne gwizdy. Jak to tak? Najlepszym przykładem był pan siedzący rząd niżej, który ok. godz. 22.46 nauczył się tego wyczynu i gwizdał z częstotliwością dwudziestu gwizdów na minutę. Rewelacja, trzymałam się całymi siłami przy krześle, by jednak nie sprzedać panu strzała w sam środek delikatnej łysiny. Owszem, gwizdy były do zniesienia do pewnego czasu. Nie w momencie, gdy czeka się na gwiazdę wieczoru, powoli zaczyna boleć głowa i coraz trudniej znieść podpitych i upitych mężczyzn zachowujących się jakby dopiero co wypuszczono ich z klatki. Lub ze smyczy spóźniono.

Gdzieniegdzie panowie spali lub rozglądali się mętnym wzrokiem. Oklasków nadal nie słychać.
Wszystkie występujące gwiazdy (w tym star wieczoru Roxette) przyjmowane były z chłodem i obojętnością. Do czasu!

Do momentu, kiedy poszłam z A. po hot dogi. W jednej chwili znaleźliśmy na jakiejś innej imprezie! Na scenę wpadł zespół BOYS, a ludzie wstali, klaskali, tańczyli, śpiewali.... Robili wszystko to, o czym marzy każdy inny wokalista lub zespół. Byliśmy w ciężkim szoku. Trybuny się poruszały, muzyka z głośników była zagłuszana, a my siedzieliśmy patrząc na coraz bardziej uśmiechnięte twarze.

Nie, nie jestem fanką Boysów. Znam ich piosenki pamięć, wszak nie jest trudno zapamiętać te bogate artystycznie teksty. Szczególnie wtedy, gdy nie ma się jeszcze osiemnastu lat i wszystko wchodzi w człowieka z powietrzem. A to były właśnie te czasy odrodzenia disco.

Co chciałabym stwierdzić: za darmo nie znaczy uszczęśliwić. Ludzie dostają za nic fajny wyjazd, z noclegiem i śniadankiem w pakiecie, ale co z tego, kiedy zespoły kicha, podają parówki z nie wiadomo czego, a pokoje mniejsze niż kawalerka dla chudego kawalera? Rzeczy i zjawiska przyjmuje się bez entuzjazmu, bez radości i zabawy. Jak gdyby należały się jak psu miska. A nie daj Boże, nie dostać!

Wybrzydzanie uznaję za narodową cechę Polaków, zaraz po narzekaniu. Wszystko nie tak, mogliby się bardziej postarać i tego tamte. Sam natomiast nikt palcem nie kiwnie, by coś zrobić. Zazwyczaj.
Bardzo brzydko, smutna minka, czerwona kropka, pała, siadaj. Siadaj i zastanów się nad tym, co zrobiłeś.

Z miłych akcentów: wczorajsza noc pod znakiem kalamburów przebiegła nadzwyczaj pomyślnie. Medalu nie dostałam, nie chcieli uwierzyć, że tak dobrze pracują mi zwoje mózgowe, a dziś w nagrodę piknik rodzinny organizowany przez naszą szkołę.

I nadal brak czasu, by napisać o czymś konkretnie.

Piona!
Ż.







  • Share:

Podobne posty

2 komentarze