Dumka o telewizyjnych wywiadach, niekompetencji i życzeniach.

By Żaneta Gy. - 20:21

Dziś podumam. Czy ogarnia Was czasem totalne zdumienie na widok pewnych osób na pewnych stanowiskach, na których chyba jednak nie powinni być? Mnie owszem. Całkiem często.


Berlin. Jarmark świąteczny. Ciężarówka w tłumie ludzi. Chyba kojarzycie, do jakich wczorajszych wydarzeń chcę nawiązać tym postem.

Najpierw jednak krótkie wprowadzenie.

NIE MUSZĘ WIEDZIEĆ, CO DZIEJE SIĘ NA ŚWIECIE

Naprawdę. Szczerze nie interesuje mnie to, że w Ameryce trzy osoby wygrały w Totka, a w małej wsi na Mazurach ośmiolatki poszły na pierwsze w życiu wagary. Kompletnie w nosie mam też to, że pewna hollywoodzka celebrytka powiększyła sobie piersi, a druga je zmniejszyła, natomiast pewien pan wyznał, że nie chce sobą być już nigdy więcej.
(Uwaga - narażę się na gromy!) Nie bardzo interesuje mnie też to, co dzieje się w polskim Sejmie. Trudno spamiętać mi nazwiska choćby trzech posłów, bo dla mnie zmieniają się oni jak rękawiczki. Właściwie cała ta polska polityka jest dla mnie dziwnym tworem. Raz mówią jedno, dzień później drugie. Ja nie nadążam!

Oczywiście, mam swoje zdanie na temat ustaw, które są wprowadzane (a może nie są, tylko o nich gadają?), jednak nie wynika to z mojej biegłości i obyciu w tym politycznym chaosie. Swoje zdanie mam, bo gdzieś tam się ono wykształtowało przy okazji zbieranego życiowego doświadczenia, czytaniu książek, czy słuchaniu różnych mniej lub więcej mądrych ludzi.
Co uważam za swój atut - byle polityk nie jest w stanie żadną siłą perswazji, którą rzekomo posiada, zmienić mojego światopoglądu. 

Mniej więcej z tym powodów nie oglądam wiadomości, nie wertuję gazet, a jeśli coś takiego dostanie się do mojej świadomości - jednym uchem wchodzi, drugim ulatuje. Bynajmniej, nie jest mi z tego powodu przykro.
Uważam za zbędne zawracanie sobie głowy rzeczami, na które właściwie nie mam żadnego wpływu. Poza tym ich ciągła zmienność działałaby niekorzystnie na moje nerwy. Nie ma to dla mnie sensu.

Co innego mój Mąż. 
Mój Mąż bardzo ludzi wiedzieć. On czyta, wertuje, ogląda. Przy okazji często zmienia zdanie - wystarczy, że ktoś mówi bardziej charyzmatycznie i przekonująco. Ma szczęście, że go kocham.

Patrząc na niego przypominają mi się tzw."prasówki" z czasów licealnych. "Prasówki" byłym niczym innym jak kartkóweczką z WOSu, na której pisało się w maks.10 minut trzy wydarzenia z Polski i świata, które nas w danym tygodniu zaaferowały. Biorąc pod uwagę moją ignorancję w tym temacie - wyobraźcie sobie, co przeżywałam. Gdy jeszcze łut szczęścia sprawiał, że obejrzałam "Wiadomości" dzień wcześniej, to jeszcze byłam w stanie coś napisać. Zazwyczaj jednak nie było takiego stanu. Przed każdą lekcją WOSu biegałam od człowieka do człowieka dowiadując się, co też niebywałego działo się na świecie i starając się to zapamiętać.
Tu widzę mojego Męża jako mistrza tych kartkówek. Widzę go odpowiadającego przy biurku, gdy cała klasa śpi, a on podaje kolejne fakty. Widzę jego "prasówki" - pisane drobnym maczkiem, kratka w kratkę, by jak najwięcej zmieścić (podczas gdy ja pisałam co drugą kratkę, kulfoniastymi literami, by jedno zdanie zajęło choćby połowę kartki).

Ok, miało być krótko.

PRYZMAT WCZORAJSZYCH WYDARZEŃ

Przed snem zawsze czytam. Od liceum tak mam. 
Mąż mój przed snem robi przegląd artykułów w Internecie przy włączonym telewizorze. 
Wczoraj też tak było.
W związku z tym słyszałam wiele na temat wczorajszej tragedii w Berlinie. Ciężarówka na polskich blachach wjechała w tłum ludzi będących na Jarmarku Bożonarodzeniowym. Debata na temat tego, co i jak się wydarzyło, nie uszła moim uszom (podzielność uwagi, kocham cię!).

Wkurzyłam się. Trzy godziny po całym wydarzeniu nie było wiadomo, co stało się z polskim kierowcą ciężarówki, kto i dlaczego jest za to odpowiedzialny. Ale to nie było wkurzające.
Bulwersujące były wypowiedzi ludzi siedzących sobie na stołeczkach w cieplutkim studio stacji tv informujących na bieżąco, co się dzieje. 

Słuchajcie tego.
Pomijam, że przez godzinę na okrągło powtarzali te same wiadomości. Ok, widz mógł włączyć program w różnym czasie. 

Zupełnym nieporozumieniem był dla mnie wywiad przeprowadzony z właścicielem firmy transportowej, z której pochodziło ów nieszczęśliwe auto.
Człowiek podawał, że nie miał kontaktu z kierowcą od godz. 16. Powiedział, że kierowca nie został rozładowany i musiał przeczekać z ładunkiem pod siedzibą firmy do dnia kolejnego. Na co rewelacyjny dziennikarz przeprowadzający wywiad zaczął "odpytkę".

Czy szefowi nie wydało się to dziwne, że rozładunek nie został przyjęty? 
Ano szkoda, że pan redaktor nie zna tematu i nie wie, że takie sytuacje zdarzają się nader często. Tak, wymądrzam się, bo mój Tata jest takim kierowcą. Jeśli go nie rozładują czasami czeka cały weekend na parkingu. Dziennikarz nie wiedział. 
Trudno. Mógł nie wiedzieć.

Jednak szczytem były kolejne pytania.
Pytał między innymi, co było w aucie, czy może nie był to RABUNEK?
Litości! Gdyby był, na pewno kierowca nie pojechałby z nim na jarmark, tylko po prostu by uciekł! Gdzie tu logika?

Kolejne pytanie: czy właściciel jest pewien, że kierowca w przypływie nudy nie wybrał się na zwiedzanie miasta?
Tak! Nudził się okrutnie, w związku z czym ruszył zapakowanym autem mającym ponad 25 ton na wycieczkę po mieście. A może nawet był pijany? 

Cała rozmowa była żałosna. Podziwiałam właściciela tego auta za cierpliwość i opanowanie. Człowiek był w szoku, nie mógł uwierzyć, że jego kuzyn, pracujący dla niego od kilkunastu lat, mógłby zrobić coś takiego. A tu jakiś dziennikarzyk na własną rękę prowadzi publiczne śledztwo. Nie wiem, czego oczekiwał. Może odpowiedzi, że wszystko było zaplanowane? 

Okrutnie to przykre. Odniosłam wrażenie, że ów redaktor prowadzący wywiad przez wzgląd na późną porę zasypiał i nie wiedział, co mówi.
Smutne jest też to, że nie mając jeszcze innych informacji od służb, na siłę chciał znaleźć winowajcę. Pomimo strachu szefa, rodziny tego kierowcy, która na pewno oglądała serwis z nadzieją, że czegoś się dowiedzą. Dziennikarz bez skrupułów podpuszczał, insynuował i rzucał podejrzeniami, które w końcu okazały się okrutnym blefem.

To słabe. Nie wiem, co tacy ludzie robią na takich miejscach. Dla mnie samej te pytania były głupie, rzucane na siłę. A przecież są widzowie przed ekranami! Widzowie, którzy nie są na tyle rozgarnięci, by oddzielać swoje poglądy od poglądów "ludzi z tv". Są ludzie, którzy słuchając takich dyrdymałów dopisują własne historie, przekręcają i puszczają dalej, wierząc w to wszystko i zaklinając się na Boga. I na co?

POBOŻNE ŻYCZENIE

Zbliżają się święta, pewnie już nie napiszę nic więcej. Zaczynamy remont, a świąteczne ciasta same się nie upieką. Poza tym Fasolka nadal wybrzydza jedzenie i zmuszam ją do przyjmowania jakiegokolwiek pokarmu ;-)

Dlatego już dziś życzę Wam, by te święta były spokojne, wolne od złych intencji i by przyniosły jedynie radość. 
By już ustały kolejne protesty, a Polak Polakowi był bratem. Byśmy już przestali wzajemnie się gryźć i szukać dziury w całym.

Kochani! Życzę Wam więcej LUDZI w LUDZIACH.

Ściskam i uśmiecham się



  • Share:

Podobne posty

3 komentarze