Lazy, Bad Hair, No make up... Luz-Blues Day!

By Żaneta Gy. - 14:32

Bywają dni, kiedy nie masz siły wyglądać "dobrze". Lub inaczej: dni, kiedy siłę masz, ale zupełnie nie widzisz sensu wyglądać inaczej niż zaraz po przebudzeniu. W sieci takie dni nazywane są zazwyczaj "Lazy day", "Bad hair day"... Spróbujmy to jakoś połączyć i stwórzmy... Luz-Blues Day!

BAD HAIR DAY...
To nic innego, jak dzień złego włosa. Wstajemy, podchodzimy do lustra i widzimy, że nic z tego nie będzie. Włosy odmawiają posłuszeństwa - sterczą, puszą się, są tłuste lub oklapnięte. Nieważne. Są takie, jakie być nie powinny. Jednakże są.
Tyle dobrego, jeśli Dzień Złego Włosa zdarza się w niedzielę lub dzień zupełnie wolny od widoku gapiów. Gorzej, jeśli mamy tego dnia szałowe wyjście lub wyczekiwaną randkę.
Skupmy się jednak na dniu, w którym lodówka jest pełna, a Ty wiesz, że jedyną osobą, jaką dzisiaj ujrzysz, jesteś Ty sama. Ewentualnie mąż, który Cię bardzo kocha lub dzieci, które nie widzą takich rzeczy.
Zacznijmy od początku: budzisz się, przeciągasz. Podchodzisz do lustra i widzisz siano na głowie. Nie masz żadnych prezentacji tego dnia, więc co robisz? Spinasz wszystko w kok, warkocz, kitę i uśmiechnięta idziesz zaparzyć sobie kawę. Proste? Proste. A biorąc pod uwagę możliwości spięć włosów, jakie można znaleźć na youtube'owych tutorialach, nawet w złych włosach możesz wyglądać oszałamiająco!

NO MAKEUP DAY...
Był moment, kiedy w sieci zawrzało bardziej. Na światło dzienne wypłynęły zdjęcia gwiazd bez makijażu, bez podkładu nawet! Wypryski, cienie pod oczami, szara cera, oczy bez wyrazu... Okazało się, że te problemy spotykają także gwiazdy wielkiego formatu!
Z początku lekko wyśmiewane, trochę potępiane, a później... akceptowane i podziwiane! Makijaże typu "No-makeup" stały się pożądane i choć są trochę oszukane (bo przecież używamy kosmetyków, nie zostawiamy twarzy tak jak ją stworzono), kultywowane są po dziś dzień. Co niektórzy szczycą się, że ich cera nie potrzebuje żadnych specyfików, inni zaczynają bardziej dbać o siebie.
Dzień bez makijażu warto zrobić sobie chociaż raz w tygodniu. Wiesz, że nigdzie nie wyjdziesz? Nikt Cię nie zobaczy? Nie maluj się, nie usztuczniaj.
Poza tym doceń siebie, swoje rysy. Spróbuj pobyć z sobą ten jeden dzień, bez zmieniania swojej natury. Jutro już wyciągnij tusz, kredkę i korektor. Spójrz na siebie przez pryzmat swojego dobra - sztuczne i "grube" makijaże już naprawdę nie robią dobrego wrażenia.

LAZY DAY...
Co ma piernik do wiatraka? Tutaj ma, bo lazy day można krótko przetłumaczyć jako Dzień Lenia. Tego dnia, cudownego dnia, nie masz sił, chęci lub zwyczajnej ochoty na wyglądanie jak księżna, czy seksi mamuśka. Tego dnia nie czepiasz się siebie, a akceptacja Twojego wyglądu sięga miliona procent.

Nieułożone włosy? Spiąć je!
Pełna szafa, z której znów nie wiesz co na siebie włożyć? Zostajesz w piżamie!
Kolejny wyprysk na twarzy i cienie pod oczami? A niech skóra odpocznie!
Ty dziś, w Dzień Lenia, uświadamiasz sobie, że nie musisz nic.

Twoje włosy mogą być okiełznane gumką, oczy niepomalowane, cera oddychająca bez podkładu, a rozciągnięte gacie i skarpety mogą cieszyć się wolnością tego właśnie dnia. Czas mija wolniej, Ty masz czas na zrobienie sobie kawy, patrzenie w sufit czy w końcu przeczytanie rozdziału z książki, która już zarastała kurzem.

NA CO KOMU TAKIE DNI?

Widzę teraz stadko pań, które z oburzeniem i wybałuszonymi oczami nie dowierzają mym słowom. Źle wyglądać i jeszcze świadomie sobie na to pozwalać? No way!

Ja jednak, z całą odpowiedzialnością, powiem z dumnie podniesioną brodą: TAK.
Pozwalać sobie się zapuszczać, obrastać ciepłem koca, a wieczorem zmywać z siebie tylko stary naskórek. Pozwolić sobie na dzień resetu, kiedy nie interesuje Cię to, co powie mama, chłopak, dziewczyna, ksiądz.

Czas na odpoczynek od biegania za współczesnym kanonem piękna przydaje się bardziej, niż myślisz. Nawet nie wiesz, jak mimowolnie akceptujesz siebie i dajesz odpocząć swojemu ciału i duchowi. Stres powodowany czasem oceną innych ludzi, gdzieś idzie w niepamięć, a samoocena rośnie, bo w końcu zrobiłaś coś dla siebie. Choć w sumie nie zrobiłaś nic.

LUZ-BLUES DAY za 4... 3... 2...

Weekend jest świetnym czasem na odpuszczenie sobie grzechów "niewyglądania". Tłuste włosy, pryszcze, piżama party przez cały dzień... Można się zaperzyć "To nie wypada!". Tylko komu nie wypada? Tobie nie wypada? Dlaczego niby?
Gwiazdy chodzą bez makijażu, z tłustymi włosami, a Ty nie możesz?
Podobno w Anglii wychodzi się do sklepu po bułki w papciach i szlafroku, a w Nowym Jorku nawet jeśli założysz na głowę stringi, to nikt nie zwróci na Ciebie uwagi. Czy oni nie są panami samego siebie?
Inny przykład. Mężczyźni. Naprawdę myślisz, że oni stoją przed lustrem i myślą o tym, czy kobieta z kiosku i znajoma mamy dobrze ich oceni? Nie! Domyślam się, że 90% z nich sprawdza rano, czy ma czyste ubranie, świeży oddech, pryska się antyperspirantem i wychodzi z domu! No, ewentualnie nakładają żel na włosy. Chyba, że są biznesmenami i muszą wyglądać. Ale pomijam przymus w tej rachubie. Faceci mogą, a kobiety to już nie?

Instagram czasami hula od hasztagów "#lazyday" i wszyscy lubią, komentują i "też by chcieli".

Przestań chcieć. Miej.


Nie potrzebujesz do tego ni-cze-go.

Wstań, weź głęboki oddech i zabierz się za przyjemności. Lub nie rób nic.

Pozdrawiam z mojego Luz-Blues Dnia: bez makijażu, w kitce, bez stanika, w luźnej sukience i papciach.

Ż.


  • Share:

Podobne posty

3 komentarze